Menu

W ostatnim czasie organizacje związane z tzw. nurtem LGBT – wsparte przez środowiska Tygodnika Powszechnego, Więzi i Znaku – rozpoczęły kampanię medialną pt. „Przekażmy sobie znak pokoju”. Akcja ta skierowana jest do ludzi wierzących i – jak twierdzą organizatorzy – „ma na celu przypomnienie, że z wartości chrześcijańskich wypływa konieczność postawy szacunku, otwarcia i życzliwego dialogu wobec wszystkich ludzi, także homoseksualnych, biseksualnych i transpłciowych” (źródło: www.znakpokoju.com). O ile wszelkie działania służące promowaniu zgody społecznej zasługują
na uznanie, o tyle – w kontekście wspomnianej inicjatywy – należy przypomnieć o fundamentalnych sprawach, które Kościół głosi w sposób niezmienny.

  1. Sam liturgiczny znak pokoju – do którego odnoszą się organizatorzy kampanii – wyraża gotowość do pojednania z drugim człowiekiem i przyjęcia go w świętej wspólnocie grzeszników. Wszyscy przecież jesteśmy grzeszni, co również wyrażamy w akcie pokuty na samym początku każdej liturgii. Wyciągnięta ku drugiemu ręka oznacza zatem akceptację osoby, nigdy zaś – aprobatę dla jej grzechu, niezależnie od tego, jakiej on jest natury. Należy ponadto podkreślić, że członkowie wspólnoty zgromadzonej na liturgii mają nieustanny obowiązek nawracania się, to znaczy dostosowywania się do wymagań Ewangelii i odwracania się od własnych grzesznych upodobań. Istnieje obawa, że akcja „Przekażmy sobie znak pokoju”, wydobywając gest podanej ręki z kontekstu liturgicznego, nadaje mu znaczenie, które jest nie do pogodzenia z nauką Chrystusa i Kościoła.
  2. Środowiska LGBT często zarzucają Kościołowi, że zwiastując im Ewangelię, pozbawia on godności osoby homoseksualne, biseksualne czy transpłciowe. Dlatego trzeba z całą mocą powiedzieć, że Kościół jest jedyną instytucją, która od dwóch tysięcy lat niestrudzenie głosi godność każdej osoby ludzkiej bez wyjątku. To niezmienne nauczanie nie zmienia się również w odniesieniu do wspomnianych osób. Kościół nigdy nie dzieli ludzi według orientacji seksualnej, ale uświadamia wszystkim, że jako stworzeni „na obraz i podobieństwo Boga”, są ukochanymi dziećmi Bożymi – siostrami i braćmi w Chrystusie –
    i stąd cieszą się równą godnością. Dlatego – razem z Ojcem Świętym Franciszkiem – „chcemy przede wszystkim potwierdzić, że każda osoba, niezależnie od swojej skłonności seksualnej, musi być szanowana w swej godności i przyjęta z szacunkiem, z troską, by uniknąć «jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji»”, a zwłaszcza wszelkich form agresji i przemocy. W odniesieniu do rodzin, należy natomiast zapewnić im pełne szacunku towarzyszenie, aby osoby o skłonności homoseksualnej miały konieczną pomoc w zrozumieniu i pełnej realizacji woli Bożej w ich życiu” (Franciszek, Amoris laetitia, 250).
  3. Szacunek dla godności każdej osoby jest jednak nie do pogodzenia z szacunkiem dla samych czynów homoseksualnych. Są one obiektywnie moralnie złe i jako takie nie mogą nigdy cieszyć się akceptacją Kościoła. Podobnie jest z podnoszonymi przez niektórych postulatami zrównania w prawie związków homoseksualnych z heteroseksualnymi. Tego typu postulaty – zawsze, a zwłaszcza w dobie głębokiego kryzysu rodziny – są szkodliwe dla społeczeństw i jednostek.

Zło jest złem nie dlatego, że zostało przez kogoś zabronione, ale dlatego, że – jako niezgodne z planem Bożym – szkodzi człowiekowi. Stąd Kościół – jak dobra matka – musi jasno nazywać je po imieniu. Postawa tolerancji wobec zła byłaby w istocie obojętnością wobec grzeszących sióstr i braci. Nie miałaby zatem nic wspólnego z miłosierdziem ani z chrześcijańską miłością.

Podsumowując, wyrażamy przekonanie, że katolicy nie powinni brać udziału w kampanii „Przekażmy sobie znak pokoju”, gdyż rozmywa ona jednoznaczne wymagania Ewangelii.

 

 

 

Bp Artur G. Miziński
Sekretarz Generalny KEP

Abp Marek Jędraszewski
Metropolita Łódzki
Zastępca Przewodniczącego KEP

Abp Stanisław Gądecki
Metropolita Poznański
Przewodniczący KEP

 

Kampania LGBT nie przyniesie pokoju – rozmowa z o. Józefem Augustynem

 

Z tej akcji nie będzie żadnego pokoju, ale wojna – tak kampanię środowisk LGBT ocenia dla KAI o. Józef Augustyn. Umizgi do homoseksualizmu to furtka to demoralizacji i niszczenia Kościoła od środka – podkreśla znany duszpasterz i kierownik duchowy. Dodaje jednocześnie, że homoseksualne kompromisy moralne duchownych katolickich sprawiają, że trudno jest głosić dzisiaj wierność nauce Kościoła w tej sferze.


Tomasz Królak (KAI): Jak ocenia Ojciec inicjatywę „Przekażmy sobie znak pokoju” anonsowaną jako „pierwsza w Polsce kampania społeczna, w którą – na zaproszenie organizacji LGBT – włączyli się przedstawiciele środowisk katolickich”?

Józef Augustyn SJ: – Lata temu w rozmowie z ważną osobistością „kościelną” zadałem pytanie: „Co może w przyszłości stanowić ważny problem Kościoła”. Odpowiedział: „Zderzenie z homoseksualizmem”. Nie było wtedy jeszcze w mediach mowy o gender ani o LGBT. To jest i pozostanie ważny sprawdzian dla Kościoła.

Umizgi w stosunku do homoseksualizmu jako postawy moralnej pewnych teologów i duchownych na Zachodzie skompromitowały się całkowicie. To furtka to demoralizacji i niszczenia Kościoła od środka. Skandale na tym tle, niższych i wyższych duchownych Kościoła nie pozostawiają najmniejszych złudzeń. Kościół nie pójdzie nigdy na kompromis. To są zupełnie odmienne antropologie, dwie różne wizje człowieka, dwie wizje ludzkiej miłości i seksualności, jej zadań, celów i roli.

W przeszłości nam, katolikom, o wiele łatwiej rozmawiało się z marksistami, ponieważ oni – rzecz paradoksalna – godzili się na naszą odmienność i używali sformułowania: my i wy. Granica była jasna. Mówili: dobrze wiemy, że wy nie zgadzacie się z nami, nie akceptujecie ateizmu, ale my sobie z wami poradzimy. I traktowali nas zależnie od epoki. Bolszewicy w Rosji wierzących katolików często rozstrzeliwali, zamykali do łagrów. Za Gierka w Polsce – jedynie trochę im dokuczali.

„Zawziętych” i „niepoprawnych” i jednocześnie „przekornych” heteroseksualistów w społeczeństwie polskim jest zdecydowana większość, stąd też ten typ propagandy LGBT będzie odbierany jako narzucanie się, drażnienie społeczne, prowokowanie. Można sobie wyobrazić jak nastolatki będą przekazywać takim osobom znak pokoju. Nie wniesie to nic dobrego w życie społeczne. Zdecydowana większość ludzi w Polsce jest bardzo tolerancyjna, ale tylko wobec osób, które się nie narzucają, nie obnoszą się ze swoimi pretensjami. Ludzi na ogół nie interesuje, kto z kim... Jeżeli natomiast ktoś publicznie mówi o swoich skłonnościach, tak bez osłonek i hamulców, odbierane to jest w Polsce z niesmakiem. Nic na to nie poradzimy dzisiaj. Zmiany postaw społecznych wymagają czasu. Długiego czasu. W niektórych programach satyrycznych osoby LGBT wyśmiewane są do bólu. Nie jest to godne pochwały. Jeżeli natomiast ktoś w działalności publicznej używa pojęcia: „katolik”, „katolicki” powinien mieć na to zgodę biskupa. Pojęcia te są zastrzeżone.

Z tej akcji nie będzie żadnego pokoju, ale wojna. Mówią: pokój, pokój, a planują wojnę – mówili prorocy. Gdy ktoś tak na co dzień podaje mi rękę – ściskam ją. Nie interesuje mnie bowiem, co ma na ręce, na głowie lub na szyi. To jego sprawa. Odmowa podania ręki, byłaby niegodna ucznia Jezusa. Nie podajemy bowiem ręki „problemom”, jakie ma człowiek, ale samemu człowiekowi. A co on sam myśli o moim podaniu mu ręki, to jego sprawa. To dotyczy jednak kontekstu świeckiego.

Cytowane przez działaczy słowa liturgii eucharystycznej: „Przekażcie sobie znak pokoju” zmieniają kontekst radykalnie. To nie jest już takie sobie podanie ręki, ale gest liturgiczny, tuż przed Komunią świętą, największą świętością dla chrześcijan. Nieuczciwość środowisk LGBT polega na tym, że do promocji postaw i zachowań niezgodnych z nauczaniem Kościoła wciągają to, co dla nas, katolików, jest najświętsze: Eucharystię. Niektórzy katolicy podając rękę osobom z symbolami LGBT tuż przed Komunią świętą mogą odczuwać niepokój. I tu prośba do osób, które chcą włączyć się w tę kampanię: proszę nie oskarżać takich katolików o obłudę i nie wyciągać z ich oka źdźbła, ale popatrzeć we własne oko.

Cała ta akcja LGBT będzie – w moim odczuciu – odbierana przez zdecydowaną większość katolików jako prowokacja, a nawet próba znieważenia Eucharystii. We Mszy świętej, zanim przekazujemy sobie znak pokoju, mówimy najpierw: „Przeprośmy Boga za nasze grzechy...”. To dotyczy wszystkich.

 

KAI: Ale formuła „Przekażcie sobie znak pokoju” oznacza de facto zdecydowanie więcej aniżeli przypomnienie o szacunku, jaki chrześcijanin winien okazywać każdemu bliźniemu. W materiałach tekstowych a zwłaszcza nagraniach video zarówno przedstawiciele LGBT jak i publicyści katolickich mediów wyrażają nadzieję na zmianę nauczania Kościoła wobec homoseksualizmu.

– To nie są żadne nadzieje, ale złudzenia. Są one często niezawinione, ponieważ płyną z nieznajomości prawdziwej nauki moralnej Kościoła. Nikomu nie powinniśmy odmawiać życzliwości, szacunku, rozmowy, wymiany opinii. Ale też trzeba się domagać szacunku dla siebie.

W mediach nastawionych negatywnie do Kościoła katolickiego udział księdza w dyskusji na temat gender czy też LGBT jest bardzo trudny; z reguły prowadzący program staje po stronie przeciwnej. Ale mimo wszystko – powinniśmy brać udział. Jeżeli nas proszą, ważne, byśmy dawali świadectwo, nawet jeżeli nie mamy pełnego komfortu rozmowy.

Nie wolno osób homoseksualnych, biseksualnych itd. demonizować, poniżać, upokarzać, wykluczać. Pamiętam rozmowę z młodym człowiekiem mającym pewne niepokoje homoseksualne. Mocno walczył wewnętrznie. Mówił, jak bardzo czuł się upokorzony na katechezie „opiniami” księdza na temat środowisk homoseksualnych. „Obrona” nauczania Kościoła katolickiego nie może dokonywać się przez atak na środowiska, na ludzi.

 

KAI: Mam nadzieję, że je to jest absolutnie jasne. Odnoszę natomiast wrażenie, że nauczanie Kościoła na temat homoseksualizmu nie stanowi dla zaangażowanych w kampanię środowisk katolickich żadnego punktu odniesienia...

– Oczywiście, że nie, ponieważ środowiska LGBT nie interesują się katolicyzmem jako religią, nie interesuje ich wierność tradycji moralnej judeochrześcijańskiej, ale jedynie ich ideologia oraz poprawność polityczna i medialna. Oni chcą nas nawracać. Jeżeli ktoś poważnie mówi, że jest katolikiem, to przyjmuje całe nauczanie Kościoła katolickiego. Przymiotnik katolicki można przykleić do każdego rzeczownika, ale nie zmienia się przez to rzeczywistości.

W moim odczuciu, odpowiednie władze kościelne, powinny odbierać prawo używania pojęcia „katolicki” instytucjom działającym w przestrzeni publicznej, które nie trzymają się nauki katolickiej. Pojęcie katolicki winno być wyznaniem, a nie parawanem. Osoby i instytucje, które promują zachowania LGBT, niezgodne z nauką moralną, tracą katolicką wiarygodność. Kościół powinien dbać o swoją wiarygodność.

Ale tu konieczne jest pewne zastrzeżenie. Najpierw sami członkowie Kościoła, szczególnie duchowni, winni żyć tą nauką. Homoseksualne kompromisy moralne duchownych katolickich (nie chodzi bynajmniej jedynie o Polskę) sprawiają, że trudno jest głosić dzisiaj wierność nauce Kościoła w tej sferze. Dlatego czasami pewnie lepiej milczeć, niż protestować i nawracać środowiska LGBT. A gdy się upomina, to na kolanach...

 

KAI: Katolicy krytycznie oceniający kampanię i starający się przekazać nauczanie Kościoła na temat homoseksualizmu oskarżani są o brak szacunku wobec homoseksualistów, wykluczanie ich i piętnowanie. A także o obłudę, bo przecież Chrystus głosił miłość bliźniego, ponadto mamy Jubileusz Miłosierdzia. Czy to nieusuwalny konflikt czy są jakieś sposoby, by stojąc na gruncie nauczania Kościoła nie spotkać się z zarzutem wykluczania i dyskryminowania? Bo przecież owo nauczanie ani nie wyklucza ani nie dyskryminuje.

– Rozmawiając z wielu osobami w rekolekcjach ignacjańskich, w czasie których ludzie dotykają swoich najgłębszych postaw, zachowań, pragnień, potrzeb (tych realnych i tych wmówionych sobie) przekonuję się, że większość naszych problemów jest w „naszej głowie” (wyrażenie to jest oczywiście pewnym skrótem). Nasze myślenie o nas samych, nasza wizja swojej osoby, nasze myślenie o bliźnich, o relacjach międzyludzkich, myślenie o świecie itd. strukturalizuje się wiele lat, od bardzo wczesnego dzieciństwa aż do lat dojrzewania, i dlatego jest głęboko wpisane w „nasze głowy”, a ściślej w nasze rozumowanie, myślenie, wyobrażenia, emocje, pragnienia, potrzeby, odczucia. Konieczna jest też pomocna, autentycznie święta wspólnota i życzliwość.

Aby zmienić to ustrukturalizowane nasze myślenie, trzeba łaski, cudu, lat pracy nad sobą, modlitwy, szczerych rozmów, nawrócenia. Niekiedy też pomocna bywa dobrze prowadzona psychoterapia. Jeżeli pewne osoby ze środowisk LGBT, i nie tylko, wmawiają nam katolikom, że wszyscy jesteśmy ich wrogami, piętnujemy ich, prześladujemy, wykluczamy, nienawidzimy, to za tym kryje się ich obraz siebie samych, świata, także świata katolickiego, który strukturalizował się w ich głowach całymi latami.

Ale trzeba być szczerym do końca: za wrogością wobec homoseksualistów pewnych osób, w tym niektórych duchownych, też kryją się nabyte stereotypy homoseksualisty, biseksualisty, transwestyty itp., itd. Wszystko jest w naszych głowach (przypominam, że to wieki skrót). Tak więc wszyscy potrzebujemy nawrócenia wewnętrznego. Spotykając się z bliźnim, trzeba mu dawać jasne sygnały: „nie przychodzę pana nawracać”. Sam najpierw potrzebuję nawrócenia.

A cytowanie ewangelii, o którym pan mówi, nic nie znaczy. Pytanie zasadnicze: dlaczego się to robi. Sam diabeł cytuje Biblię Jezusowi na pustyni. A gdy się już cytuje Pana Jezusa, to trzeba cytować wszystko. Pan Jezus mówił także: Idź i nie grzesz więcej... Mówił też o gorszycielach maluczkich, młyńskim kole, morskich głębokościach, o piekle. Owszem, o piekle też mówił. By ograniczyć się do przypomnienia tylko tych paru cytatów. Oczywiście wszystkie te słowa są skierowane do wszystkich, ale najpierw do nas księży.

 

KAI: Nauczanie Kościoła nt. homoseksualizmu, omawia także aspekty biologiczne, antropologiczne, psychologiczne i prawne tego zagadnienia. Dlaczego, zdaniem Ojca, nie są one podejmowane przez środowiska LGBT ani wspierające je środowiska katolickie?

– Bądźmy szczerzy, ani środowiska LGBT ani też my katolicy, szczególnie księża, nie jesteśmy przygotowani do takiej dyskusji. Może poza nielicznymi środowiskami akademickimi, pewnymi osobami. Rozmowa na ten temat wymagałaby najpierw ustalenie płaszczyzny rozmowy, precyzyjnego języka, wiedzy, znajomości nie tylko swojego stanowiska, ale także stanowiska osób, z którymi rozmawiamy. Wymachiwanie zaś prymitywnym „kałasznikowem naukowym” przez zwolenników LGBT czy też przez katolickich dziennikarzy (gorzej: przez księży) służy zwykle przyparciu przeciwnika do muru, upokorzeniu go, ośmieszeniu, wykluczeniu. To jest nieludzkie. Słuchając pewnych nagrań internetowych na ten temat – jest mi po prostu wstyd.

Na polu akademickim, w formacji seminaryjnej takie dyskusje są niewątpliwie potrzebne. Ale przeciętnemu człowiekowi, w temacie ludzkiej miłości, zakochania, zachowań seksualnych, odpowiedzialnego rodzicielstwa konieczny jest najpierw „ratio recta”, prawy rozum, prawe sumienia, dobry przykład rodziców, katecheza.

Sama nauka, bez prawego rozumu, bez przykładu rodziców to narzędzie zimne, bezduszne. Zwolennikom LGBT powołującym się ciągle na naukę, i tylko na nią, szczególnie naukę marksistowską (już kiedyś pisałem w KAI na ten temat) trzeba przypominać słowa Dostojewskiego: „Nigdy rozum nie był w stanie określić istoty dobra i zła ani odróżnić ich nawet w przybliżeniu. Przeciwnie, zawsze plątał je w sposób haniebny i żałosny. Nauka rozstrzygała rzeczy siłą pięścią. Wyróżniała się tu zwłaszcza półnauka, najgorszy bicz ludzkości, straszniejszy od moru, głodu i wojny, nieznany aż do naszego stulecia. Półnauka jest tyranem jakiego jeszcze nigdy dotychczas nie znano. Tyranem, który ma swoich kapłanów i niewolników, przed którymi korzą się wszyscy z miłością i zabobonnością. Tyranem nieznanym dotychczas, przed którym drży nawet sama nauka, bezwstydnie potakując półnauce”. (Fiodor Dostojewski, Biesy, tłum. Tadeusz Zagórski, Zbigniew Podgórzec, Wydawnictwo Puls, Warszawa).

 

***

 

Józef Augustyn SJ (ur. 1950) jest duszpasterzem, rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym. Od lat zajmuje się formacją kapłańską i seminaryjną. Opublikował kilkadziesiąt książek w tym pracę „Integracja seksualna: przewodnik w poznawaniu i kształtowaniu własnej seksualności” (1994), która była owocem wieloletnich spotkań katechetycznych i rekolekcyjnych z młodzieżą. W 2002 uzyskał habilitację
w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie m.in. na podstawie pracy „Wychowanie do czystości i celibatu kapłańskiego”.

Przeczytaj o głównych założeniach projektu inicjatywy obywatelskiej „Stop aborcji"

Aktualności

Galeria

Pozostałe

Wielki Tydzień

google facebook بازی انفجار ترفند بازی انفجار بازی انفجار رایگان بازی انفجار شرطی آموزش پوکر آموزش پوکر آنلاین بهترین سایت پوکر برترین سایت پوکر پیش بینی ورزشی